top of page

FACEBOTBON  1

Coś się zmieniło.

Chce malować inaczej.

Nie bardzo potrafię.

I nie to, że kolor zachwyt czy konieczność. Kto zabroni spróbować.

Mówią, że w ten sposób można więcej. Poweselały banalne próby sprzed lat.

Złudnie. Będą miały się z pyszna. Nie zamierzam ich rozbudzać.

To nawet chyba nie będą wiersze. Rymy są wieczne. Może to facebotony?

Brakujące linijki pomiędzy rymami. Wypełnienie braków. Wciskanie pominiętego.

Zadowolenie z możliwości. Nabieram innych smaków.

Nie mam nic do stracenia. Po prostu brakuje tej formy do kompletu.

Nie będzie doskonała.

W planach realnie i boleśnie.

 

Wyrosłem z mokrych snów.

Dojrzewam.

 

FACEBOTBON  2  

Młodość.

Uwielbia się znęcać nad życiem dojrzałych.

Ulegam. Czasami tańczę pod betonowym murkiem.

Teraz w myślach. Naprzeciwko okna panny Jot.

 

Czarujący uśmiech chowała za firanką.

Wracał zanim doliczyłem do pięciu.

Czekaliśmy na takie wygłupy cały rok.

 

Za moment będziemy zajęci zabawą

w chowanego. Pierwszymi pocałunkami

w klatkach schodowych. Potem król i królowa

w ogrodzie. Podczas wojny na jabłka. 

Nieświadomi, że skończą w winie.

 

To potrwa kilka lat.

Pewnego lata panny Jot zabraknie w oknie.

Firanki bez zmian.

 

Jak przemijanie.

 

FACEBOTON  3

 

Życie to bardziej zamiana niż zmiana.

Panny Jot odeszły swoimi drogami.

Niby nic a jednak. Coś zostaje. Zatrzymane w czasie.

Z wydłużonym terminem przydatności.

 

Najbliżej temu do chmur pędzonych wiatrem.

Piętrzenia kształtów. Parowania.

Nieustanna przemiana.

 

Kiedyś byłem chłopcem pod tytułem

ładny i zdolny. Wszyscy faceci w rodzinie

to twarde babki. Damski pierwiastek

gryzie do dziś. Kumulacja wieloletnich smaków.

Teraz to się nazywa mężczyzna romantyczny.

Zmora pozornych twardzielek.

 

Romantyzm to miły dodatek. Do określonych

cech jak znalazł. Oczekiwanych dostosowań brak.

Kochają do utraty nadziei. Najbardziej setki kilometrów

od domów. W końcu odlatują.

 

Jak samoloty które nie zasypiają nad Luton.

 

FACEBOTON 4

Trudno uwierzyć że matka odchodzi.

Swoimi drogami ale jednak.

Pierwsza kobieta. Pierwsze pojęcie miłości.

Wszystko znika. Wycacany synek mamusi.

Zabawki odkładane na miejsce. Prawie

alfabetycznie.

 

Właściwie nie przewidziała tylko sieci i zastawki.

Perfekcyjnie przewidziała ojca. Uśmiech i żart bez zmian.

Pustka w oczach prawie niewidoczna. Nie trzeba

już ładnie ani czysto. Mogą być okruchy na dywanie

i ketchup na stopach. Braki w edukacji na temat pożegnań

tych którzy odchodzą.

 

Teraz jak zawsze tylko bardziej. Wiara i modlitwa.

Fakt. To mniej infantylne niż wrzucanie

butelek do morza. Jedno i drugie nic nie zmienia.

Nie powstrzyma.

 

Matka znika.

Łatwo uwierzyć. Inaczej niż ona.

Tym razem można pocałować łzy na do widzenia.

 

Powiedzieć żegnaj prosto w oczy.

 

 

 

 

 

 

 

FACEBOTON 5

Internetowe kobiety zostawiają setki danych.

O pragnieniach i obyczajach. Niedobrych mężach

i trudnych dzieciach. O sobie najmniej. To działa

na wyobraźnię. Szybkość przesyłania danych.

Klikasz z dreszczykiem. Ruch palcem w zamian

za życiowe rewolucje.

 

Internetowe kobiety myślą o zdobyczach. 

O przygodzie. Za wszelką cenę zmienić i skosztować.

Zrobić doskonałe pierwsze wrażenie. Obudzić pragnienie.

Aktualizować ofertę bogactwa doświadczeń.

W sobie i wszystkich hotelach świata.

 

Nie klikaj w internetowe kobiety. Chyba że prawym.

Sprawdź właściwości. Myśl o gigabajtach których nie znasz.

Ile zajmą w tobie miejsca. W jakim będziesz stanie.

Po defragmentacji.

 

Internetowe kobiety nigdy nie uwierzą że jesteś prawdziwy.

 

 

 

 

 

 

FACEBOTON 6

W końcu dobraliśmy się idealnie.

Meble z Ikea. Lampy i kubeczki. Bez kłamstw

mrugania powiekami i drżenia warg. Bez dziesięciu telefonów

troski w ciągu pięciu minut i (co)miesięcznych ciąż.

 

Kawy uśmiechnięte miodem. Pachnące rozmowy i jej

rozbiegane palce. Nie panuje nad nimi. Tysiące małych

drobnych pocałunków.  Będzie, gdzie zechce i pójdzie tam

gdzie ma ochotę. Tak jak ja.

Można.

 

Siada w rogu kanapy uśmiechnięta książkami. Pielęgnujemy

spokój. Pomiędzy oledami a odległością do ust. Przestrzeń jasno

święcąca wierszami. Przeszłość i biel pomiędzy. Krople szczęścia,

na które każdy pracuje sam.

 

Żadna tak nie potrafiła.  Bez warunków na miłość.

Wierny towarzysz w drodze do wieczora.

Przed snem znów usłyszę, jak mówi:

 

„wiesz, jestem taka wdzięczna, bo ona zostawiła

ciebie dla mnie. „

 

 

 

 

 

FACEBOTON 7

 

Najsłabiej wychodzą pożegnania.

Takie których nigdy nie było. Po setkach

listów ostatni wysłany mailem to nawet

nie wiersz. Innych interakcji brak.

Spojrzenia w oczy. Podania ręki.

Bo i po co brudzić sumienie. Ciężki plecak

przydaje się tylko w górach. Nowa droga

pozornie wiedzie w dół.

 

Lekcje o odpowiedzialności i tchórzostwie.

Pedagogiem jak policjantem jest się zawsze.

Nawet w miłości. Zamydlone oczy najwięcej mówią

o zamydlonych oczach. Słowa jak rok szkolny

mają ustalony program. Poetom nie przystoi tak kończyć.

A jednak. Zakochani w zdaniach milczą jak najgłośniej.

Przecież wszystko jasne. Wyjaśnione. Rozegrane.

 

Najtrudniej zmazać miłość kiedy musisz.

Nie wystarczy kilka świetnych wierszy. Emocje

to wdzięczna ofiara. Jeśli wybaczysz może się udać.

On jeszcze nie wie że nie będzie miał szans.

 

Ona jest już zbyt blisko.

 

 

 

 

 

 

 

FACEBOTON 8

Kiedy odwiedza stare miejsca wszystkie wydają

się być nowe. Najpierw spacer po mieście. 

Potem droga krzyżowa pod krzyż.

Dziurawy chodnik po drodze do szkoły.

Potknie go jeszcze raz.

 

Krople deszczu w lesie o smaku lodów.

Pejzaże ze zdjęć. Na zdjęciach to czego

nigdy nie było. Poza tym sporo niepoznanych

szlaków. Kaw do wypicia. Pozostawionych

bezmyślnie myśli w dźwiękach zdublowanych kroków.

Los lubi podwajać.

 

Mijając dom zawiesza wzrok na dachu.

Wybuchał nowym rokiem i strzelał rozstaniem.

Odpoczywa w ciszy. Nieszczęścia i szczęścia

zrzucił po ostatniej północy. Zabrakło widoków

na przyszłość. Sztuczne powinny być tylko ognie.

 

To pierwszy i ostatni raz zanim zniknie.

Pozaciera ślady. Byle tylko było że już

niczego nie będzie. Zasklepi ciągły brak

pojęcia dlaczego ona nie rozumie.

I znowu kocha.

 

Tym razem po czterdziestce.

 

 

 

 

 

 

FACEBOTON 9

Jesień o nic nie pyta.

Jak na odpowiedź ziębi.

Drzewa gubią liście. Ludzie tracą lata.

W zasadzie to straty wpisane również w wiersze.

Wspomnienia trudniej pochować od słów.

Są podobne do siebie. Tyle że z nikim nie dzielisz.

 

Przemyka pomiędzy ulicami i przeczuciami.

Znika z każdym listopadem. Zimy za oknem

biorą zbyt mały rozbieg. Mrozy nie zaleczą.

Nie chce wiedzieć jak układa los.

Troska zakwita lokalnie.

 

Wchłania otwarcie na jasny plener.

Ten błękit pomiędzy chmurami. Do pary.

Widoki połykane jak powietrze. Wyjałowione.

Nadgryzione. Wzbogacone suchym morskim

wiatrem. Namacza tylko oczekiwanie.

 

Byle wytrzymać samemu ze sobą. Można.

W końcu będziemy to pamiętać już zawsze.

 

Tylko tak trochę byle jak.

 

 

 

 

 

 

FACEBOTON 10

Za krótkim życiem długa śmierć.

Za miłością miłość. Czasami zmiana nazwiska.

To łatwiejsze niż zmienić siebie. Od tego

są specjaliści. Mówią co chcesz usłyszeć.

Sprzedają pozornie sprawdzone sposoby na szczęście.

 

Nie trzeba daleko. Wszystko na wyciągnięcie

ręki. Bez latania jeżdżenia proszenia. Wystarczy

pozwolić na dotyk ust. Piersi i ud. Kolejność dowolna.

Upiec babeczki i zamieść liście. Powiedzieć jak bardzo

lubi ten smak.

 

Trzeba należeć. Czytać między wersami.

Od dawna nie mieszkać w wierszach. To

zbroja. Ochrona przed kruchym kaleczącym

szkłem kolejnych nocnych motyli.

 

Wystarczy robić co każe i czego oczekuje. Może wtedy

zostanie na zawsze i którejś jesieni nie poszuka.

Nawet nie kogoś nowego tylko innego.

 

Kolej na następnego.

Czekam w portfolio na doborowe towarzystwo.

 

 

 

 

 

 

FACEBOTON 11

Miasta dalej partnerskie.

Bardziej od nas. Tyle że nie wspominają.

Nie łapią oddechów. Spacerują od centrum do centrum

bez chwytania powietrza. Kroki na brukach wyznaczają

granice złudzeń. Dziwne miny przystanków.

Nawet bez masek.

 

Zapominam.

Jak mężczyzna kobietę dla której potrzeba znaczy tyle

co miłość. Zna na pamięć dzwonki w telefonie i ścieżki

na okoliczne szczyty.

Tam.

Tutaj kormorany wciąż odjeżdżają o poranku.

Odlatuje tylko czas.

 

Nowe może nawet odnowione fotografie.

Stare zadomowienie. Takie same ramki na ścianie.

Jeszcze rzeka. Przepłynęła do wewnątrz jak ból

wbitych w pierś ulubionych szczytów. Dokładnie

pozamieniała twarze. Znane szlaki nie dziwią.

Dziwi jak lekko zdjęła je z siebie.

Zbyt łatwo.

 

Ciągle wyciągam dłoń w TO powietrze.

Tyle że nie mylę go teraz z niczym.

Czuję jak nie jest.

 

Już bez cytatów.

Leo z mazur.

 

 

 

 

 

 

 

 

FACEBOTON 12

Właśnie za to nie lubił listopada.

Za ten dzień w którym oboje odrośli

od telefonów pod wezwaniem troski.

Wyszli z zasięgu. Opuściła miejsce które wybrała.

Logując się do niego przez światłowód.

 

Ucichły rozmowy do rana. Ani słowa o Cohenie

(chociaż właściwie dlaczego nie). Nowa strefa.

Stacja bazowa (już nie kolejowa). Mały inny świat.

Byle ten prawdziwy utracił na znaczeniach.

 

Bez osadzania w czasie. Dotykania zimnej ziemi.

Byle mieć coś na własność. Nawet jeśli

nie uda się zatrzymać na zawsze. Wybrać.

Pamięć umiera dopiero razem z nami.

 

Dzień w którym przyjdzie żyć

bez obecności jeszcze nie nadszedł.

W końcu się pojawi. Wtedy brak prądu na wsi

to będzie najmniejszy problem.

 

 

 

 

FACEBOTON 13

Na brzegu morza nie było nikogo.

Oddychał głęboko. Spokojnie czuł niemiłość.

Nie można nie móc. Dziwne ale tam bardziej.

Dotkliwiej. Odrobinę poważniej i namacalniej.

Bo fala za falą. Bo statki i żagle.

 

Ostatnio lata dziwnie zimne.

Zmiany i w klimacie. Czas nieprzyjaciel zaciera

dawne ciepło piasków. Nie może nie móc.

W zasadzie nie ma go tam od dawna. 

Tylko bywa.

 

Morze wylało ostatnie krople złudzeń.

Słona woda jak spokój. Niepokojąca radość.

Dal dalej gna za dalą. Nie może nie móc.

Dni i lata od zawsze. Kroki policzył

po raz pierwszy.

 

Za rok ominie to miejsce.

I tak już nikt nie zapyta dlaczego.

 

 

 

 

 

 

FACEBOTON 14

 

Jest już przeszłością. Małym przystankiem.

Zamazywany wiejskim powietrzem.

Obecnością nowego. Bardziej tutaj niż tam.

 

Kuszeniu domów ogrodów i widoków sprosta niewielu.

Może to zapach wolności. Tej której i tak w końcu

pozbawia. A może teraz myśli pasują do siebie najbardziej.

 

Poszło szybko. Jak pielęgniarce kiedy

prawie bezboleśnie wbija igłę. Pobiera krew.

Strach tylko do momentu ukucia. W końcu czuje je co miesiąc.

Mgliście. Prawie niewidzialnie jak myśl.

 

Należy właśnie tak. Żeby nie liczyć strat.

Są gorsze niż śmierć. Trzeba z nimi żyć.

Dlatego dobrze robi malowanie na siwo.

Sadzenie kwiatów w doniczkach. Upychanie

pod taflami jezior. Wyszukiwanie nowych ścieżek

wśród dobrze znanych gór.

 

Teraz przemierza inną drogę.

Nie będzie szybkim samolotem

albo znośnym pociągiem. Odnalazł.

Zmienił kurs. Dojrzewa w nowym można.

 

Nikt nie czeka na przystanku z nieczytelnym

rozkładem jazdy.

 

 

 

 

 

 

 

 

FACEBOTON 15

Odtrącenie jest nierealne tylko do czasu.

Stało się realne gdy uznał je za prawdę.

Obietnica że już więcej nie spotka to

nieprawdziwa prawda. Jak gorycz słodyczy.

Smutek uśmiechu. Takie tam. Podobne.

Wszechobecne.

 

Cień nie jest ciężki ani wieczny.

Karmi tylko pamięć bez opamiętania.

Oddala wiernym echem. Czasem ciszą w środku.

W niejasne jasne noce staje się dostępny.

Lekko żrący jak ocet.

 

Wbrew wszystkiemu minionego coraz mniej.

Gaśnie. Urodziny cztery pięć i kilka ładnych życzeń.

W sieci paskudny wiersz. Ominie i przemilczy.

Już nie złości.

 

Zamieszkał w cichym domu. Z czasem co ukoił.

Z kobietą o podobnych zaletach jak czas.

 

Każdego dnia ściera z niego byłość.

 

 

 

 

 

 

 

 

FACEBOTON 16

O pierwszej zapomniał.

O drugiej chce pamiętać. Trzecia zapomina o nim.

Ostatnia zna go na pamięć.

 

Wszystkie cztery strzygły go elektrycznymi maszynkami.

Ta ostatnia najczulej. Dlatego kocha najbardziej.

Tuli jak tamte nie tuliły. Chyba że tuż przed rozstaniem.

Czasami w trakcie. I po wszystkim.

 

Sny przychodzą częściej.

Noce spowszedniały i ścielą mroki jaśniej.

W końcu zatonieją w jeziorach. Zabrzegują w brzegach.

Robi małe kroki pewniej niż czas. Chociaż tak samo ostrożnie.

Na zegarze spokój. Już nie odlicza.

Mimo że sekundy dalej ostro.

 

Nie może uchronić istnienia przed końcem.

W czasach kiedy każdy dzień zaczynał się od nich

zapomniał o sobie. Nie spotka ich więcej.

Będzie pilnował.

 

Chroni go ostatnia. Nie zachodzi i nie gaśnie.

Nie przekwita jak Eustomy.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

FACEBOTON 17

Pierwsza została sama.

Tuż po nim i aż do teraz.

Druga została ale nie sama.

Zostały dzieci. Nie wiadomo czy do teraz.

Kolejna zostawiła go samego. Odnalazła go ostatnia.

Są ze sobą wreszcie sobą.

Właśnie teraz.

 

On może pisać wiersze wierszem.

Najchętniej wtedy gdy boli pod palcami.

Łowić słowa i piksele na ekranie zdarzeń.

Przekraczać niewidzialne granice.

Uwierzyć że się uda.

 

Jest mężczyzną dla którego wiersz jest kobietą.

Opowiada o tym jak można się bez siebie obejść.

Bo można. I dlaczego czas musi rozszarpać wszystkość.

 

Jest nieważny i ważny.

Jak kropka. Pada jak deszcz na sprawy nocy.

I sprawy dni. Poszukuje i traci jak człowiek.

Jest coraz lepszy w wędrówce donikąd.

Ciągle w drodze.

 

Marzy aby najgłośniej i najwięcej mówiła za niego cisza.

Po puencie.

 

 

 

 

 

 

 

FACEBOTON 18

Trzeba było zniknąć jak miasteczka i wsie.

To dopiero byłoby coś. A żal miałby ktoś inny.

Tymczasem miejsca są te same. Chociaż na

fotografiach. Stawia na bezmyślną celowość.

To moment w którym dociera jaki był nieważny.

Mało wyjątkowy. Zupełnie odwrotnie niż teraz.

 

Znikanie to coś więcej niż niewidoczność.

Więdnie w oczach. Kilka strat zaciemnia tło.

Ani słowa o tęsknocie i zmarszczkach.

Tylko zlewanie tego z tamtym.

Na końcu zniekształcanie.

 

Oczy najmocniej bo przecież ciężar powiek.

Zaciśnięcie nie pozwala na smutek.

Wszystkie niepokorne krople łapie na koszulę.

Próbuje wytłumaczyć. Zagłuszyć.

 

Wzrok to tylko zmysł.

Powieki opadają zawsze tak samo. I przed i po.

Kiedyś uwierzył oczom. Teraz myśli o tym

ile mógł mieć wtedy dioptrii.

 

Nie czyń drugiemu. Nie czuje.

Od lat niedzielna spowiedź załatwia sprawy.

Zniknąć można tylko z portali społecznościowych.

I to nie do końca. Poza tym wszystko na wyciągnięcie ręki.

 

On wie że tyle jest widzeń ile (nie) dowidzeń.

Ale tylko jedno do widzenia.

 

 

 

 

 

FACEBOTON 19

Nie pamięta ostatniego pożegnania.

Pewnie dlatego że nie miało być ostatnie.

Zapamiętał wcześniejsze. Tak chyba lepiej.

Poza tym nie szuka. Nie podgląda.

Już wie że nie mieli wielkich szans.

Sprawdzała. Kilka solidnych lat.

 

Nie wiedział że to ostatni Kormoran.

Po prostu jak zawsze wracał do siebie.

Wagony znikały za horyzontem. On musiał

zniknąć z niej ( a może nie ) dużo wcześniej. 

Jak inni przed nim. Wreszcie ( znowu ) nowe ściany.

Drzewa. Ogród. Wymarzony domek. Psa znalazła

już wcześniej. I ktoś nowy. Tak oczywisty jak kolejny raz.

 

Stare zegary źle tykają w nowych miejscach.

Nowe zegary nie tykają wcale. Świecą. Oświetliły

kilka kolejnych lat i zim. Ukrytą w ciepłych

nocach wilgoć łzy. Białe płatki warmińskich śnieżyc.

Zgubione po drodze stacje.

Przystanki. 

 

Nigdy nie wiadomo kiedy jest ostatni raz.

Nie da się przewidzieć. Przeczuć. Dopiero

po wszystkim można poczuć jak to jest być

w trzech osobach. Żaden z jej mężczyzn nigdy

nie był pierwszy. Nie będzie jedyny.

Ani ostatni.

 

 

 

 

 

 

 

FACEBOTON 20

Nie spotkają się już.

Ani nigdy więcej ani jeszcze raz.

Przed wieczorem i przed zaśnięciem

Na dworze. Na polu. Na dworcach.

W połowie i na końcu drogi. Przed śmiercią i po śmierci.

 

Czekają.

Nowe otwarcia i pocieszenia.

Nieustanna aberracja. Chciwie patrząca na wszystkość.

Byle ściany. Wierne towarzystwo w końcu

robi się mało ciekawe. Przemijanie formatuje książki

szczyty i szlaki. Barwi uziemione samoloty.

 

Chwilowo powstrzymywana kruchość maluje

trudny charakter na zielono. Zapala świece

z odpowiedniej strony. Nie wraca do źródeł.

Omija trzciny. I dworce. Ten w jego mieście

też w końcu przestał istnieć. Będzie nowy

chociaż do połowy. On omija połowy.

Zmienia tylko zakończenia ulubionych piosenek.

 

„Dobrze że cię nie..” ma.

 

 

 

 

 

 

 

FACEBOTON 21

W naszych czasach to tylko klik i nie jesteś.

Elektryczny impuls z głowy do palca i jak kamień z serca.

Jednak można usłyszeć spadające ( niby ) szczęście.

Takie nie na wyłączność ale na oścież.

Zanim czas zamknie po swojemu.

 

Wmówili sobie samych.

Że bardziej i lepiej. A nawet że nic o nich bez nich.

Niby wszystko inaczej bo człowiek umie tłumaczyć

nie tylko obce języki. Są języki które nigdy

nie będą obce.

 

To niczego nie zmienia.

Nie odpowiedzi ani nawet nie sumienia.

Przecież wszystko będzie po nich.

W końcu odkrył jak zapomnieć. Bez podpowiedzi.

Bez książek i złudzeń. Myślenia o czystości rąk.

O zasadności nieuzasadnionych tłumaczeń.

 

Postrzega ich ostrzej. To nie oznacza że gorzej.

Mimo wszystko woli zatrzymać bardziej niż trwonić.

 

Topi w przekonaniu że warto pozwolić.

 

 

 

 

 

 

 

 

FACEBOTON 22

Nie ma żadnych wątpliwości.

Tam i wtedy kochali się na pewno.

Na początku i na końcu. Razem z nosem i strachem.

Wirtualni w słuchawkach i prawdziwi w lasach.

Niepewni na obcej ziemi. W starym domu przy ruchliwej drodze.

W średnim domku z parkingiem. I tym najładniejszym na piętrze

o schodach na pół świata.

 

W kuchni.  Prawie wymarzonej ale nie własnej.

Tam widział ją  po raz ostatni. Zbyt starannie posprzątał.

Tuż przed wschodem  dziękowała  mu za obecność.

Nie umiał powiedzieć jak bardzo był jej wdzięczny za to samo.

 

Nie wiedział jak bezboleśnie odejść więc odjechał.

Z powodu spadających po schodach laptopów.

Przyschniętych do dywanów resztek jedzenia.

Z powodu nocy w której przyszło mu mierzyć się z owocami

przemiany materii. Tak żeby o poranku znowu mogła być godną matką.

Z powodu otwartych okien przy stu na godzinę.

I braku ciekawych tematów do dyskusji na starość.

 

Na koncie mają więcej dni oddzielnie niż razem.

Z wybaczeniem czy bez. Przyjść do kogoś i odejść to takie zwykłe.

Naturalne. Codziennie i oczywiste.

 

To takie normalne że już nigdy więcej.

 

 

 

 

 

 

FACEBOTON 23

Tak jakby nic nie było. A jednak żegna i nie z żalem.

Niewiele topił w szkle. Dlatego butelkę utopił w morzu.

Szkło ochroni papier z zapisem. Z niewielu takich samych

rzeczy woda zmienia najmniej.

 

Milczenie powoduje dźwięk. Próba zerwania nawiązuje połączenie.

Z wiekiem istotnieją wiersze. Tak jakby tylko one rozumiały dokąd

tak naprawdę odchodzimy. Dobrze zatracić  na chwilę w ich odkryciach.

Pomilczeć prosto w echo. Zamknąć. Jeśli nie widzisz jak znika 

nie odczuwasz straty. Co nie łączy to dzieli.  A pamięć o sobie

to coś innego niż widzieć jak przemija.

 

Nie zobaczą. Zapamiętają ostatni utrwalony w pamięci obraz.

Młode zmarszczki. Ciągle czarne włosy. Jędrną skórę ud.

Oczy które dopiero zaczęły niedomagać. Tracić blask.

Już na zawsze będą trochę po czterdziestce.

 

Odżeglują od niepewności osobistych zapomnień.

Zgubi i tak znikające drogi. Nigdzie nie spotka.

Chociaż czasami będzie tuż o krok. 

W końcu nie ma tego złego co by …

 

Uciekająca spod stóp rzeczywistość jest jak przeszłość.

Też mija. Mniej lub bardziej. Starzejące się sumienia leczą

nowe miłości.

 

Specjalistki w sposobach na nieważne.

 

 

 

 

 

 

 

 

FACEBOTON 24

 

Nie ma.

Nieplanowanych wojen i nieplanowanych odejść.

To było pożegnanie a on nie zarejestrował końca.

Już wtedy była kobietą innego mężczyzny. Po latach

nie myśli o tym za dużo. Tyle żeby pamiętać. Zapisał

to welonem wagonem herbatką z biedronki. Kroplami Kadarki.

Neuronem płomienia świecy. Zapala je teraz dla najlepszej.

Jest doskonała. Wita go zawsze na dzień dobry.

Nigdy nie żegna na dowiedzenia.

 

Pamięta niektóre dni. Nie żałuje ani oczu ani ust.

Obszerny smutek ucieka. I wtedy wie że tak właśnie musiało być.

Skurczona droga przed i potem. Znajome tony dzwonów.

Stary brudny hotel własnego sumienia.

 

Żal akurat warto zapamiętać. Odchodził z wielu dziwnych miejsc.

Pomieszkiwał nie wiadomo gdzie. A jednak jest zawsze.

Może nie blisko. Może nie tam i potem. Może nie tu i teraz.

 

Jest. 

Po prostu po to aby pamiętać po co to było.

 

 

 

 

 

 

 

 

FACEBOTON 25

Gdyby tylko wiedziała jaka ona była naprawdę

powiedziałaby że nie jak kobieta. Za to wie

jaka jest ta z teraz. Bo tyle razy z wielką

starannością wycierała nieposłuszne ciało.

Nawet jeśli niewiele pamięta powtarza jej imię

kiedy ją odwiedza.

 

Jest tylko jedna kobieta lepsza od niej.

Doskonała aktualizacja. Tak samo dobra matka.

Nie żona bo obowiązkowo antyspołecznie.

Towarzysz i przyjaciel. Pozwala istotnie

przejść przez chwile. Przesypuje piaskiem

godziny i dni. Niewymienna klepsydra łaski.

 

Dziwna jest pożal się Boże starość. Zaciera i zapomina.

Znieważnia w głupim na zawsze. Niewiele znaczą miny

i słowa. Trzyma ją za rękę i myśli że ten kto opuszcza

z pewnością gubi. Zatraca ale nie powraca już nigdy.

Inaczej odejścia nie miałyby sensu. 

 

Zostawia ją tam samą.

Zostawia - nie opuszcza.

Rozmawia co kilka dni.

Opowiada że jest inaczej.

 

Już prawie tak jakby jej nigdy nie było.

 

 

 

 

 

 

 

 

FACEBOTON 26

Rusza na spacer po tym takim teraz.

Schodzi na głębokość siebie. Ukradkiem.

Coś otworzy. Może nawet wywarzy.

To ważne żeby widok cieszył oko.

Tam gdzie jest jaśniej niż w dzień

chroń go Panie przed obcą dłonią.

Chłodem nieprzespanych nocy.

 

Sentymentalizm wyssał z mlekiem matki.

Traci nieco na znaczeniu wobec cyfrowych blokad.

W sumie lepiej kiedy nie widzi.

Grzecznościowo życzenia za życzenia.

Bez tego wie że tamten zostanie zmuszony

przyjąć wiele więcej niż akceptację paznokci

w dowolnym kolorze. Dorosłe girls

też mają swoje dolls.

 

Na wszelki wypadek trzyma jedno wolne miejsce.

Przyda się gdy nie będzie już dokąd pójść.

Kiedy wieczne życie oddzieli od ludzkiej dumy.

Wolność na bogato. Bez biletów przez internet.

Wchodzi lekko i do samego środka.

Bo wie którędy.

Bo pociąg donikąd.

 

Rusza dalej. Zabiera ze sobą historyjki

o dwóch łódkach na spokojnej wodzie.

Bez obawy i strachu że ten kogo spotkał

znów potraktuje go jak przystań.

 

 

 

 

 

 

 

 

FACEBOTON 27

Już nie wierzy że opowie komuś kiedyś

jak mu było bez. Może wierszem.

Drżeniem albo deszczem. Wie że lubi.

Słowami znikającymi jak rosa ze świtem.

Kloszami fotografowanych chmur. Wiatrem

co obejmuje tak zamiast.

 

Kiedy przejeżdżał przez Yorkshire nie mógł

wiedzieć że niebawem oboje będą niedaleko.

Widział pachnące i zielone. Wyciągało z ukrycia głowy

do słońca. Zupełnie jak oni. Zmienili wszystko.

Znikająca samotność to jednak delikatne muśnięcie

w porównaniu do osobności.

 

Jeszcze jakiś czas zbierał wszystkie krople.

Przez kilka chwil płakała tylko przy nim.

Rozbierała się tylko dla niego.

Teraz suplementuje go brakiem podróży.

Miejscem obok. Obrączką na palcu.

Już nie wierzy ale zostanie. Z cieniem zanim.

W miejscach w których kocha. Teraz jak nigdy.

Przecież wydarzyło się nie zawsze oznacza że było.

 

Dziwne ale można podpisać miłość na kawałku papieru.

Uzdrawiającym placebo codziennych dramatów.

 

 

 

 

 

 

 

 

FACEBOTON  28

Jeśli odnajdzie to czego szuka on wybaczy.

Niewybaczalną kolekcją przebytych chwil. 

Przerobiła już pewnie wszystko. Oprócz żalu.

Nic o nim nie wie. Nie zaznała.

 

Złudne i nienazwane tłoczy.

Zmienia nadmorskie słońca w wodę.

Spopiela znajome ciała piasków.

Przepływa jak nocne chmury nad miastem.

Obojętnym. Obcym. Bo nie odwiedza.

Kiedyś nie istniało dla niego wcale. Chociaż dla niej

istniało przecież od zawsze. Teraz jest jak kiedyś.

 

Prawdopodobnie tak znikają miasta pełne życia.

Tak płowieją wiersze i umierają poeci. Jeszcze za życia.

Myśli o tym czy więcej jest do powiedzenia czy do przemilczenia.

Czasami pisze. Słowo napisane milknie albo krzyczy.

Wszystko zależy od tego kto czyta.

 

Przystaje na chwilę. Potem wolno odchodzi.

Nie ucieka chociaż nieraz mu to wmawiano.

Nowe miejsca wypełniają. Stara czy nowa

ale przecież miłość. Powoli wciąga do płuc powietrze.

Głęboko.

 

Tak żeby mieć pewność że pustka to jeszcze nie teraz.

 

 

 

 

 

 

 

 

FACEBOTON 29

Już prawie nie myśli o tym jak dużo wcześniej

od niego przestała kochać. Nie pozostawia tego

wyobraźni. Od zawsze wiedział że można żyć bez siebie.

Bo powietrze. Bo tlen. Bo deszcz na ulicy na wszystkich.

 

Oddany sobie samemu zbiera wszystkość jak niegdyś.

Spokojny. To musiało go spotkać. Odszedł kiedyś podobnie.

Wszędzie trąbią że karma wraca. Był niewłaściwy.

Dla niewłaściwych. Oczywiste a tak trudno dostrzec.

A jeszcze trudniej się temu nadziwić.

 

To w sumie sporo straconych chwil. Bez powodu.

Gasną z każdym dniem. Niektórzy nie rozumieją

że ich czas w życiu innych dobiegł końca. Najbardziej

wtedy gdy na własne życzenie. Kiedy sami tego chcieli.

Takie jest sumienne zaspokajanie sumień 

 

Tego nie trzeba przetrzymać. Należy to zapełnić.

Chłodem ścian. Cieniem domu. Dotykiem

nieznanych pojęć. Podarować siebie komuś.

Wtedy cicha jak przemyt myśl nie omami.

 

A noc w ramionach zrobi wielką różnicę.

 

 

 

 

 

 

 

FACEBOTON 30  OSTATNI

 

Nie myśli już o nich.

I tak nazywała to skamlaniem.

Może czasami kiedy bolało i wyłącznie wierszem. To o wiele

lepsze od krzykliwej troskliwości. Coś jak U zamienione w Ó.

Doskonalsze od świetnego pisania o miłości znanej z książek.

Albo wypłakanej na filmach. Od zaszczepienia suknią ślubną.

Pozornie ale można czuć się bezpiecznie. Wie że faceci

nabierają się na biel i wilgoć. Na głośne oddechy albo łzy tuż po.

Jest w miarę terapeutycznie. Ale skłonności są jak śmierć.

To tylko kwestia czasu.

 

Jego rozdział już się skończył. Na zapachu i tęsknocie. Na krwi

przetoczonej przez każdy kilometr. Autonomii niepoznanych stron

bycia razem. Bo piersi oczy uda owszem. Reszta nie dorasta.

Coś jak Modern Talking. Jak Zuzanna Leonarda w swoim miejscu nad rzeką.

Prawie tak na wieki wieków. Niby nic a jednak. Mała różnica a umknęła.

Miał to w uszach tysiące razy.

 

Tak naprawdę to wszystko nie pachnie już nawet imbirem.

bottom of page